Bystre Orły na tropie Antka Cwaniaka

Przez cały tydzień martwiliśmy się, czy w sobotę, siódmego października będzie ładna pogoda. Na ten dzień zaplanowany mieliśmy bowiem nasz zuchowy rajd.

Na szczęście zaraz po obudzeniu wszystkich powitało radosne słońce. Poranek był dość chłodny, dlatego każdy z nas miał czapkę szalik, a nawet rękawiczki. Plecaki ciążyły wypchane prowiantem: kanapkami, termosem z ciepłą herbatą i łakociami. Czekał nas pierwszy zuchowy rajd i siedem kilometrów do pokonania! I tylko nasi rodzice mieli wątpliwości „Czy dadzą radę?”. My natomiast po ostatniej wyprawie, wiedzieliśmy że nie tylko damy radę, ale że będzie to świetna zabawa i prawdziwa przygoda.

O godzinie 8.15 podjechał autobus. Zuchy z różnych gromad, z uśmiechami na twarzy, pożegnały rodziców. Nasza wyprawa rozpoczęła się w lesie w Zdworzu. Dostaliśmy mapę, kopertę z zadaniami i ruszyliśmy dziarsko na trasę.

Po kilku minutach marszu dotarliśmy do pierwszego punktu. Na środku drogi leżały kasztany ułożone w dziwne znaki – musieliśmy odgadnąć co one mogą oznaczać. Wykonaliśmy to zadanie bezbłędnie! Podobnie jak kolejne , które jak się okazało, przygotował dla nas Antek Cwaniak – harcerz. Najciekawszym dla nas , było ułożenie ogniska – studni. W harcerstwie jest wiele rodzajów ognisk: studnia, stożek, gwiazda itp. Było to nie lada wyzwanie, ponieważ musieliśmy uważać, by nasze ognisko nie przewróciło się.

Nauczyliśmy się również zaszyfrowywać informacje. Z pewnością nie znacie szyfru „czekolada”! Od tej pory nasze tajemnice zuchowe będą bezpieczne. Harcerze sprawdzali również naszą sprawność w slalomach, czy celność w rzutach kasztanami. Śmiechu było przy tym co niemiara.

Jednak nasze najważniejsze zadanie polegało na znalezieniu samegoAntka Cwaniaka i powitanie go wymyślonym przez nas okrzykiem:

„Po do, po du, po dużej czekoladzie dla Antka Cwaniaka!”

Nawet nie zdążyliśmy powiedzieć druhnie Emilii Wiśniewskiej, że bolą nas nogi, a już okazało się, że to koniec rajdu. W remizie strażackiej czekała pyszna zupa pomidorowa i babeczki. Mniam! A potem z pełnymi brzuszkami pląsaliśmy z Antkiem Cwaniakiem.

Wracając w podskokach do domu, Emilka radośnie wołała: „Ale fe, ale fe, ale fenomenalnie, fantastycznie no i fajnie!”.